Przychodzi taki moment w życiu każdego człowieka, a
wspinacza już w szczególności, kiedy zaczynamy odczuwać niemoc, brak dogięcia
czyli po prostu słabość. Uczucie straszne – wszak oczywistym jest, że to co
determinuje nasze samopoczucie – dobre lub złe jest związane z siłą oraz tym
czy robimy drogę czy nie. Kiedy następuje okres
słabości nie robimy nic – spadamy z dróg, waląc w glebę z prędkością
błyskawicy, wypuszczamy dziaby z rąk tudzież zgodnie z warszawską modą z ust, urywamy
chwyty, bo nie jesteśmy w stanie się na nich utrzymać czy nawet (o zgrozo!)
zaczynamy się wspinać po pionach na Zakrzówku! Uczucie to jest przerażające –
wspinasz się ustawiony twarzą do dachu, gdy nagle zaczyna powoli odcinać Ci
prąd w przedramionach, palce otwierają się na rękojeści, a dach oddala się od
naszej twarzy… I wystarczy rzut oka przez ramie w stronę wiszących wielu wpinek
aby uświadomić sobie, że dziś mocy nie ma, siły nas opuściły i pozostaje tylko
ordynarnie sklinować nogę w przerysie w dachu i wziąć blok.
Nie odnoszenie sukcesów w naszych
ulubionych ładowniach skutkować może strasznymi rzeczami – depresją,
impotencją, próbą podkładania kraszpadów pod drogi, alkoholizmem A NAWET
onanizmem i próbą wspinania w górach lub po „pięknych M9-kach” !!! Nie można do
tego dopuścić. Nie idźcie tą drogą! Jeśli
już wszystkie metody treningowe zawiodły
– koks, żelazo i asceza nie działają, a sezon w pełni, postarajcie się o trochę
luzu :) Zapomnijcie na chwile, że jesteście mistrzami Polski w dt, celebrytami,
mocarzami, mistrzami, łojantami, nakurwiaczami i innymi. Postarajcie się zrobić
sobie resta polegającego na unikaniu wspinania, ładowania a zajmijcie się czymś
innym. Wielu moich znajomych ma zawsze receptę na taka słabość m.in. :
- „Zostanę narciarzem” – mój dobry znajomy (a może nawet przyjaciel) uważa, że jak nie idzie to trzeba pojeździć trochę na nartach.
Tłumaczy to tym, że zjeżdżając z góry z dużą prędkością, jajka obijają się o
siebie wydzielając testosteron, a ten jak wiadomo powoduje przyrost mięśnia bicepsa!
Jak widzę jego kolejne próby na najtrudniejszej drodze w tej części małopolski śmiem twierdzić – Narty w dłoń i na Kasprowy!
- „Strzep se” – moja dobra
przyjaciółka twierdzi zgoła co innego.
Podważa teorie złego wpływu onanizmu i … zachęca do niego! Twierdzi, że nie
może mi zdradzić sekretu jaki się z tym wiąże aczkolwiek osobiście uważam, że
jest to zalecenie mocno kontrowersyjne. Zaryzykuje stwierdzenie, że może
działać na niektórych, chociaż efekt może być mocno zaskakujący i
niestabilny. Może po prostu wypróbujcie
sami?
- „rest i więcej sexu” – kolejne zalecenie
które jest mocno kontrowersyjne. Wg. Legendarnego Rocky’ego sex osłabia nogi…
ale te jak wiadomo, w ogóle do wspinania są nie potrzebne więc może wzmacnia
ręce??? Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje mi się, że asceza jednak
działa lepiej, chociaż może faktycznie raz na jakiś czas… Na pewno będzie to
lepszy pomysł niż rada znajdująca się powyżej ;)
- „owies i dobre podkowy zrobią z
Twojego konia mistrza Polski!” – drytooling to czysta siła, trzeba więc tą siłę
skądś brać. Widzieliście kiedyś konie ciągnące bryczki do moka? Czysta,
zwierzęca siła! A widzieliście kiedyś co jedzą i skąd czerpią tą nadludzką
energię? Taaak! Z OWSA! Więc wniosek
nasuwa się sam :)
I wiele, wiele więcej.
Jeśli wypróbujecie już wszystkie znane
metody i nadal będziecie odczuwać słabość, po prostu … nie róbcie nic! Każdy
cykl treningowy ma to do siebie, że jest progres a potem jest regres – to zupełnie
naturalne więc tak naprawdę nie ma się czym przejmować. Przeczekać i tyle, aż
znowu nadejdzie nadludzka moc i mistrzowska forma i zaczniecie wszystko
przeceniać, robić drogi z wieszaniem wpinek z ręki, na prostych dziabach i z
zębami w butach skierowanymi w dół a nie do przodu!
Reasumując: MIŁEGO RESTU!
Pozdro
Basałyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz