sobota, 8 grudnia 2012

Jak żyć żeby zrobić M-fefnaście?


   M – fefnaście. Mityczny stopień trudności spędzający sen z powiek nie tylko krakowskich wspinaczy, ale i całych mas łojantów na całym świecie. Stopień określający maksymalne możliwości fizyczne i mentalne człowieka. Coś co mówi  nam – No, to bardziej się już nie da. No ok, ale po co? Dla sławy? Pieniędzy? Kobiet? Sponsorów? Wielkiego bicka? Nieee… po prostu, po to, żeby dotknąć absolutu, zbliżyć się do mocy Boskich i prawie posiąść je. Pytanie tylko brzmi: JAK??? Jak osiągnąć coś co wydaje się nieosiągalne dla człowieka?

  Początkowo próbowano stworzyć M – fefnaście na Zakrzówku. Szybko jednak krakusi doszli do wniosku, że się nie da, i bynajmniej nie dlatego, że NIE ale po prostu z permanentnego braku katolickiego przewieszenia. Przeniesiono się więc do większych lub mniejszych dziur, które oferowały możliwości wygenerowania odpowiednio hardej cyfry. I tutaj zaczęły się schody w postaci ograniczeń fizycznych. Po prostu albo się nie doginało, albo rozginało, albo mieliło jak ostatnią szmatę. Wzięto się więc  za katolickie metody osiągnięcia stanu ciała i ducha które pozwalały  na zrobienie   M –fefnaście. Przepis na to sprowadza się do prowadzenia odpowiedniego stylu życia i treningu. Tak więc od początku:

- Koks! Rzecz wymyślona przez człowieka dla człowieka. Koks pozwala osiągnąć gigantyczne i monstrualne rozmiary mięścia bicepsa a ten jak wiadomo jest kluczowy przy siłowym drytoolu. Przeciwnicy koksu mówią, że nie dość, że nie działa to jeszcze zatruwa chemią cały organizm. Jest to oczywiście bzdura która wynika z suplementacji zbyt małą ilością koksu („pojedyncza dawka jest dla dzieci!” Kotlet).  Dzieli się on głównie na: BCAA czyli ogólnie aminokwasy które przyspieszają regeneracje, kreatynę – powodującą przyrost  masy mięśniowej i siły, oraz wszelakie „przedtreningówki”  powodujące mocne kopnięcie przed wspinaniem (osobiście polecam Nox Pump – mocny strzał). Wszystkie one oczywiście świetnie działają i przybliżają ludzkość do M-fefnaście. Nie działa? Więcej koksu!

- Żelazo! Czyli wszelakie ćwiczenia treningowe wykonywane z dodatkowym obciążeniem. Powodują osiągnięcie boskiej siły potrzebnej przy drytoolu. Jest to logiczne, gdyż zrzucając po treningu obciążenie czujemy się jakbyśmy latali! Tego akurat nikt nie podważa, ew. twierdzą, że nie potrzebują już tak ładować bo osiągnęli wystarczającą już siłę. Nic bardziej mylnego! Nie ma ograniczeń jeśli chodzi o żelazo! Nie zgina się? Dołóż żelaza!

-Asceza! To najbardziej kontrowersyjny stopień wtajemniczenia wspinacza starającego się dotknąć absolutu. W skrócie Asceza polega na unikaniu wszelakiej możliwości do tego aby nasz organizm był zaangażowany w coś innego niż dążenie do M-fefnaście. Są to np. libacje alkoholowe powodujące odwodnienie, ogłupienie, ogólne zmęczenie organizmu a także rozkojarzenie, objawiające się spadkiem motywacji do ciężkiego treningu. Również zaawansowane relacje między ludzkie doprowadzają do podobnych skutków ale niestety dodatkowo powodują DŁUGOTERMINOWY spadek motywacji i chęci do zrobienia M-fefnaście. Nie ma mocy? Prawdopodobnie właśnie znalazłeś sobie dziewczynę! (albo chłopaka co gorsza – ten przypadek, nawet jednorazowy całkowicie eliminuje zawodnika z walki o sięgnięcie szczytu, gdyż jak wiadomo, tylko heteroseksualna osoba jest do tego skłonna…)

  Trzymanie się sztywno tych trzech zasad prawdopodobnie umożliwi kiedyś zrobienie M-fefnaście przez człowieka… Jest to niestety proces długi, żmudny, wymagający ogromnej cierpliwości i samozaparcia. Ale na pewno WARTO!!!

Ps. Nie zapomnijcie się też po wspinać od czasu do czasu ;)

Ps. 2 Spotkałem się z oburzeniem odnośnie nie używania czwórek w tym sezonie... Cóż, mogę tylko zacytować mojego przyjaciela: "Rob se co chcesz ale ja Ci tego nie zaliczam!" 

Basałyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz