M – fefnaście. Mityczny stopień
trudności spędzający sen z powiek nie tylko krakowskich wspinaczy, ale i całych
mas łojantów na całym świecie. Stopień określający maksymalne możliwości
fizyczne i mentalne człowieka. Coś co mówi nam – No, to bardziej się już nie da. No ok,
ale po co? Dla sławy? Pieniędzy? Kobiet? Sponsorów? Wielkiego bicka? Nieee… po
prostu, po to, żeby dotknąć absolutu, zbliżyć się do mocy Boskich i prawie
posiąść je. Pytanie tylko brzmi: JAK??? Jak osiągnąć coś co wydaje się nieosiągalne
dla człowieka?
Początkowo próbowano stworzyć M –
fefnaście na Zakrzówku. Szybko jednak krakusi doszli do wniosku, że się nie da,
i bynajmniej nie dlatego, że NIE ale po prostu z permanentnego braku
katolickiego przewieszenia. Przeniesiono się więc do większych lub mniejszych
dziur, które oferowały możliwości wygenerowania odpowiednio hardej cyfry. I
tutaj zaczęły się schody w postaci ograniczeń fizycznych. Po prostu albo się
nie doginało, albo rozginało, albo mieliło jak ostatnią szmatę. Wzięto się więc
za katolickie metody osiągnięcia stanu ciała
i ducha które pozwalały na
zrobienie M –fefnaście. Przepis na to
sprowadza się do prowadzenia odpowiedniego stylu życia i treningu. Tak więc od
początku:
- Koks! Rzecz wymyślona przez człowieka dla człowieka. Koks pozwala
osiągnąć gigantyczne i monstrualne rozmiary mięścia bicepsa a ten jak wiadomo
jest kluczowy przy siłowym drytoolu. Przeciwnicy koksu mówią, że nie dość, że
nie działa to jeszcze zatruwa chemią cały organizm. Jest to oczywiście bzdura
która wynika z suplementacji zbyt małą ilością koksu („pojedyncza dawka jest dla dzieci!” Kotlet). Dzieli się on głównie na: BCAA czyli ogólnie
aminokwasy które przyspieszają regeneracje, kreatynę – powodującą przyrost masy mięśniowej i siły, oraz wszelakie „przedtreningówki”
powodujące mocne kopnięcie przed
wspinaniem (osobiście polecam Nox Pump – mocny strzał). Wszystkie one
oczywiście świetnie działają i przybliżają ludzkość do M-fefnaście. Nie działa?
Więcej koksu!
- Żelazo! Czyli wszelakie ćwiczenia treningowe wykonywane z
dodatkowym obciążeniem. Powodują osiągnięcie boskiej siły potrzebnej przy
drytoolu. Jest to logiczne, gdyż zrzucając po treningu obciążenie czujemy się
jakbyśmy latali! Tego akurat nikt nie podważa, ew. twierdzą, że nie potrzebują
już tak ładować bo osiągnęli wystarczającą już siłę. Nic bardziej mylnego! Nie
ma ograniczeń jeśli chodzi o żelazo! Nie zgina się? Dołóż żelaza!
-Asceza! To najbardziej kontrowersyjny stopień wtajemniczenia
wspinacza starającego się dotknąć absolutu. W skrócie Asceza polega na unikaniu
wszelakiej możliwości do tego aby nasz organizm był zaangażowany w coś innego
niż dążenie do M-fefnaście. Są to np. libacje alkoholowe powodujące
odwodnienie, ogłupienie, ogólne zmęczenie organizmu a także rozkojarzenie,
objawiające się spadkiem motywacji do ciężkiego treningu. Również zaawansowane
relacje między ludzkie doprowadzają do podobnych skutków ale niestety dodatkowo
powodują DŁUGOTERMINOWY spadek motywacji i chęci do zrobienia M-fefnaście. Nie
ma mocy? Prawdopodobnie właśnie znalazłeś sobie dziewczynę! (albo chłopaka co
gorsza – ten przypadek, nawet jednorazowy całkowicie eliminuje zawodnika z
walki o sięgnięcie szczytu, gdyż jak wiadomo, tylko heteroseksualna osoba jest
do tego skłonna…)
Trzymanie się sztywno tych trzech
zasad prawdopodobnie umożliwi kiedyś zrobienie M-fefnaście przez człowieka…
Jest to niestety proces długi, żmudny, wymagający ogromnej cierpliwości i
samozaparcia. Ale na pewno WARTO!!!
Ps. Nie zapomnijcie się też po wspinać
od czasu do czasu ;)
Ps. 2 Spotkałem się z oburzeniem odnośnie nie używania czwórek w tym sezonie... Cóż, mogę tylko zacytować mojego przyjaciela: "Rob se co chcesz ale ja Ci tego nie zaliczam!"
Basałyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz