Drytooling, dyscyplina sportu
polegająca na wiszeniu głową w dół,
zginaniu bicka i trzepaniu… a raczej strzepywaniu rąk :) Trudno jest określić
jak bardzo ruchy w dachu przyczyniają się do wydzielania endorfin w mózgu oraz
osiąganiu 100% satysfakcji z życia. Jednak nie wszystko w drytoolu jest takie
piękne. Jest również ciemna strona tej aktywności, która czyni straszliwe
spustoszenia w naszym zdrowiu psychicznym i fizycznym. Postaram się dziś
usystematyzować wszystkie te zagrożenia dla człowieka które powoduje
drytooling, abyście mogli na zawsze
zapomnieć o złapaniu za dziabę i zadaniu z dziurki w plecy ;)
Zagrożenia dzielą się przede
wszystkim na fizyczne i psychiczne tudzież mentalne. Trudno stwierdzić które są
gorsze… Na pewno psychiczne mają dużo gorsze konsekwencje. Zacznijmy od
fizycznych – najmodniejsze ostatnio to wybijanie sobie zębów – coś co dziabą
uczynić niezwykle łatwo, jeśli nie zachowamy odpowiedniego kąta natarcia
pierwszego zęba ostrza i podważymy narzędzie – strzał – i po jedynce :D Kolejny
uszczerbek na ciele to m.in. bark onanisty – kontuzja która polega na permanentnym
uszkodzeniu barku objawiającym się bólem i utratą mocy. Jest to zagrożenie
pośrednie – spowodowane brakiem wyników w drytoolingu, depresją i w
konsekwencji nadmierną masturbacją. Strzeżcie się ! Innym zagrożeniem w tej
jakże zacnej dyscyplinie jest możliwość wbicia sobie raków w … dół pleców. Zwłaszcza podczas wspinania w ciężkich butach
z pełnymi rakami, ściąganiu wpinek lub robienia pedalskich czwórek. Inną, dość
istotną rzeczą która czyha na nasze zdrowie i życie jest sławna gleba! Glebę
możemy zaliczyć zwłaszcza podczas wspinania we wszelakich grotach czy
dziurach. Z glebą zapoznani są najwięksi mistrzowie drytoolingu w Polsce i jak
twierdzą – wyszło im to tylko na dobre!
Tak bywa, gdy my zaatakujemy ziemię, ale bywa też i tak, że to matka
ziemia atakuje nas, zrzucając wszelakiej maści głazy, kamienie, sypiąc piach do
oczu i inne rzeczy. Ze strachu niektórzy
łojanci napierają w kaskach a nawet w okularach ochronnych, SZACUN!
Kiedy już nasze umęczone ciało przeżyje, przetrwamy kolejną dry sesje i
zaczniemy zbierać zabawki udając się w stronę domu z bolącymi przedramionami,
ta niecna dyscyplina zaczyna atakować nasz umysł. Atakować w sposób podstępny –
myśli kłębią się jedynie wokół niewykonanej sekwencji przechwytów, krawądki
która znowu się urwała, czy obłej dziurki która ZAWSZE wyjeżdża! Wspinacz
ogarnięty dobijającym uczuciem słabości zaczyna albo wpadać w depresję, albo w
szał ładowania – żelazo,koks,żelazo,koks… i tak w kółko. Skutkuje to
niemiłosiernie wielkim przyrostem bicepsa utrudniając codzienne życie. Plecy
zaczynają się nie mieścić w drzwiach… Jeśli widzicie człowieka wchodzącego
bokiem przez drzwi – współczujcie mu – to ogarnięty depresją drytoolowiec. Nie
chodzi do pracy, olewa uczelnie i ogarnia go jedyna myśl życia: „Jak zrobić M-fefnaście?”.
Ten proces można odwrócić tylko rychłym
zwycięstwem – do czasu jednak następnej porażki.
Zupełnie prozaicznym zagrożeniem jaki niesie ze sobą drytooling jest
zagrożenie dla naszego portfela – sprzęt wszak jest drogi a bardzo łatwo go stracić.
Dość powiedzieć, że łojant ogarnięty pogonią za cyfrą napiera do nocy, odkłada
dziaby na bok i co? I zapomina o nich! I wypłata w plecy. Zachowanie karygodne
– przecież dziaby to nasze najlepsze przyjaciółki, ale rozumiem stan umysłu po
udanej dry sesji… Jeśli przez przypadek dziab nie zostawimy pod miejscówką,
możemy je też zostawić w miejscówce. A w szczególności w dachu. Po prostu, walka zwykle trwa do ostatniego
tchnienia mocy, do ostatniego palca trzymającego dziabę która znajduje się w
klamie. Co się stanie jednak gdy dziabę puścimy? Zostanie, na wieki zdobiąc
strop jaskiń drytoolowych. Tylko jak to się ma do ogólnego trendu usuwania
sztucznych chwytów vide Mamutowa? Przemyślenia zostawiam dla Was.
Całkiem innym rodzajem zagrożenia jakie niesie ze sobą drytooling, jest
zagrożenie dla osób które nie uprawiają tej wspaniałej formy wspinania, tu
dzież są jej przeciwni! Jak wielkie zmiany w osobowości powoduje taki stan nie
trzeba tu dużo pisać, wystarczy wejść na forum wspinaczkowe i odszukać tego
typu "ekspertów”. WSPÓŁCZUJE WAM CHŁOPAKI
:(
No i najgorsze co powoduje drytooling. STRACH. Strach przed słabością.
Objawia się wzmożonym wypowiadaniem się na tematy drytoolowe ale zdecydowanym
zanikiem aktywności wspinaczkowej. Powodowany jest w głównej mierze słabością
ciała i umysłu oraz brakiem odpowiedniej motywacji aby wypiąć się na wszystkich
i po prostu robić swoje. Może być też powodowany przez braki sprzętowe – jest
to jednak temat dość śliski – często po ich uzupełnieniu okazuje się, że nie wiele
pomógł i wtedy STRACH pogłębia się…
Po przeczytaniu tego krótkiego
posta powinniście zapomnieć o drytoolingu. Jest to na tyle niebezpieczna i zła
dyscyplina, że zdecydowanie szkoda na nią czasu i sił. Jednak, jeśli tak nie
myślicie, możecie spokojnie przystąpić do napierania i szlifowania swojej dry
formy na zdrowie!
Pozdrawiam
Basałyk