poniedziałek, 16 marca 2015

www.podbieg.pl

Od dziś już chyba oficjalnie mogę poinformować o nowym wyglądzie i adresie strony – zapraszam na www.podbieg.pl  – już wkrótce wpis o całkowitym powrocie do biegania po dużej kontuzji – ENJOY!!! :)


www.podbieg.pl

niedziela, 20 stycznia 2013

Słabość ?!?!?


    Przychodzi  taki moment w życiu każdego człowieka, a wspinacza już w szczególności, kiedy zaczynamy odczuwać niemoc, brak dogięcia czyli po prostu słabość. Uczucie straszne – wszak oczywistym jest, że to co determinuje nasze samopoczucie – dobre lub złe jest związane z siłą oraz tym czy robimy drogę czy nie. Kiedy następuje okres  słabości nie robimy nic – spadamy z dróg, waląc w glebę z prędkością błyskawicy, wypuszczamy dziaby z rąk tudzież zgodnie z warszawską modą z ust, urywamy chwyty, bo nie jesteśmy w stanie się na nich utrzymać czy nawet (o zgrozo!) zaczynamy się wspinać po pionach na Zakrzówku! Uczucie to jest przerażające – wspinasz się ustawiony twarzą do dachu, gdy nagle zaczyna powoli odcinać Ci prąd w przedramionach, palce otwierają się na rękojeści, a dach oddala się od naszej twarzy… I wystarczy rzut oka przez ramie w stronę wiszących wielu wpinek aby uświadomić sobie, że dziś mocy nie ma, siły nas opuściły i pozostaje tylko ordynarnie sklinować nogę w przerysie w dachu i wziąć blok.

    Nie odnoszenie sukcesów w naszych ulubionych ładowniach skutkować może strasznymi rzeczami – depresją, impotencją, próbą podkładania kraszpadów pod drogi, alkoholizmem A NAWET onanizmem i próbą wspinania w górach lub po „pięknych M9-kach” !!! Nie można do tego dopuścić. Nie idźcie tą drogą!  Jeśli już wszystkie metody treningowe  zawiodły – koks, żelazo i asceza nie działają, a sezon w pełni, postarajcie się o trochę luzu :) Zapomnijcie na chwile, że jesteście mistrzami Polski w dt, celebrytami, mocarzami, mistrzami, łojantami, nakurwiaczami i innymi. Postarajcie się zrobić sobie resta polegającego na unikaniu wspinania, ładowania a zajmijcie się czymś innym. Wielu moich znajomych ma zawsze receptę na taka słabość m.in. :

- „Zostanę narciarzem” – mój dobry znajomy (a może nawet przyjaciel) uważa, że jak nie idzie to trzeba pojeździć trochę na nartach. Tłumaczy to tym, że zjeżdżając z góry z dużą prędkością, jajka obijają się o siebie wydzielając testosteron, a ten jak wiadomo powoduje przyrost mięśnia bicepsa! Jak widzę jego kolejne próby na najtrudniejszej drodze w tej części małopolski  śmiem twierdzić – Narty w dłoń i na Kasprowy!

- „Strzep se” – moja dobra przyjaciółka  twierdzi zgoła co innego. Podważa teorie złego wpływu onanizmu i … zachęca do niego! Twierdzi, że nie może mi zdradzić sekretu jaki się z tym wiąże aczkolwiek osobiście uważam, że jest to zalecenie mocno kontrowersyjne. Zaryzykuje stwierdzenie, że może działać na niektórych, chociaż efekt może być mocno zaskakujący i niestabilny.  Może po prostu wypróbujcie sami?

- „rest i więcej sexu” – kolejne zalecenie które jest mocno kontrowersyjne. Wg. Legendarnego Rocky’ego sex osłabia nogi… ale te jak wiadomo, w ogóle do wspinania są nie potrzebne więc może wzmacnia ręce??? Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje mi się, że asceza jednak działa lepiej, chociaż może faktycznie raz na jakiś czas… Na pewno będzie to lepszy pomysł niż rada znajdująca się powyżej ;)

- „owies i dobre podkowy zrobią z Twojego konia mistrza Polski!” – drytooling to czysta siła, trzeba więc tą siłę skądś brać. Widzieliście kiedyś konie ciągnące bryczki do moka? Czysta, zwierzęca siła! A widzieliście kiedyś co jedzą i skąd czerpią tą nadludzką energię?  Taaak! Z OWSA! Więc wniosek nasuwa się sam :)
I wiele, wiele więcej.

    Jeśli wypróbujecie już wszystkie znane metody i nadal będziecie odczuwać słabość, po prostu … nie róbcie nic! Każdy cykl treningowy ma to do siebie, że jest progres a potem jest regres – to zupełnie naturalne więc tak naprawdę nie ma się czym przejmować. Przeczekać i tyle, aż znowu nadejdzie nadludzka moc i mistrzowska forma i zaczniecie wszystko przeceniać, robić drogi z wieszaniem wpinek z ręki, na prostych dziabach i z zębami w butach skierowanymi w dół a nie do przodu!

Reasumując: MIŁEGO RESTU!

Pozdro

Basałyk
    

środa, 26 grudnia 2012

Dlaczego drytooling szkodzi?


   Drytooling, dyscyplina sportu polegająca  na wiszeniu głową w dół, zginaniu bicka i trzepaniu… a raczej strzepywaniu rąk :) Trudno jest określić jak bardzo ruchy w dachu przyczyniają się do wydzielania endorfin w mózgu oraz osiąganiu 100% satysfakcji z życia. Jednak nie wszystko w drytoolu jest takie piękne. Jest również ciemna strona tej aktywności, która czyni straszliwe spustoszenia w naszym zdrowiu psychicznym i fizycznym. Postaram się dziś usystematyzować wszystkie te zagrożenia dla człowieka które powoduje drytooling, abyście mogli  na zawsze zapomnieć o złapaniu za dziabę i zadaniu z dziurki w plecy ;)

   Zagrożenia dzielą się przede wszystkim na fizyczne i psychiczne tudzież mentalne. Trudno stwierdzić które są gorsze… Na pewno psychiczne mają dużo gorsze konsekwencje. Zacznijmy od fizycznych – najmodniejsze ostatnio to wybijanie sobie zębów – coś co dziabą uczynić niezwykle łatwo, jeśli nie zachowamy odpowiedniego kąta natarcia pierwszego zęba ostrza i podważymy narzędzie – strzał – i po jedynce :D Kolejny uszczerbek na ciele to m.in. bark onanisty – kontuzja która polega na permanentnym uszkodzeniu barku objawiającym się bólem i utratą mocy. Jest to zagrożenie pośrednie – spowodowane brakiem wyników w drytoolingu, depresją i w konsekwencji nadmierną masturbacją. Strzeżcie się ! Innym zagrożeniem w tej jakże zacnej dyscyplinie jest możliwość wbicia sobie raków w … dół pleców.  Zwłaszcza podczas wspinania w ciężkich butach z pełnymi rakami, ściąganiu wpinek lub robienia pedalskich czwórek. Inną, dość istotną rzeczą która czyha na nasze zdrowie i życie jest sławna gleba!  Glebę  możemy zaliczyć zwłaszcza podczas wspinania we wszelakich grotach czy dziurach. Z glebą zapoznani są najwięksi mistrzowie drytoolingu w Polsce i jak twierdzą – wyszło im to tylko na dobre!  Tak bywa, gdy my zaatakujemy ziemię, ale bywa też i tak, że to matka ziemia atakuje nas, zrzucając wszelakiej maści głazy, kamienie, sypiąc piach do oczu i inne rzeczy.  Ze strachu niektórzy łojanci napierają w kaskach a nawet w okularach ochronnych, SZACUN!

   Kiedy już nasze umęczone ciało przeżyje, przetrwamy kolejną dry sesje i zaczniemy zbierać zabawki udając się w stronę domu z bolącymi przedramionami, ta niecna dyscyplina zaczyna atakować nasz umysł. Atakować w sposób podstępny – myśli kłębią się jedynie wokół niewykonanej sekwencji przechwytów, krawądki która znowu się urwała, czy obłej dziurki która ZAWSZE wyjeżdża! Wspinacz ogarnięty dobijającym uczuciem słabości zaczyna albo wpadać w depresję, albo w szał ładowania – żelazo,koks,żelazo,koks… i tak w kółko. Skutkuje to niemiłosiernie wielkim przyrostem bicepsa utrudniając codzienne życie. Plecy zaczynają się nie mieścić w drzwiach… Jeśli widzicie człowieka wchodzącego bokiem przez drzwi – współczujcie mu – to ogarnięty depresją drytoolowiec. Nie chodzi do pracy, olewa uczelnie i ogarnia go jedyna myśl życia: „Jak zrobić M-fefnaście?”.  Ten proces można odwrócić tylko rychłym zwycięstwem – do czasu jednak następnej porażki.

   Zupełnie prozaicznym zagrożeniem jaki niesie ze sobą drytooling jest zagrożenie dla naszego portfela – sprzęt wszak jest drogi a bardzo łatwo go stracić. Dość powiedzieć, że łojant ogarnięty pogonią za cyfrą napiera do nocy, odkłada dziaby na bok i co? I zapomina o nich! I wypłata w plecy. Zachowanie karygodne – przecież dziaby to nasze najlepsze przyjaciółki, ale rozumiem stan umysłu po udanej dry sesji… Jeśli przez przypadek dziab nie zostawimy pod miejscówką, możemy je też zostawić w miejscówce. A w szczególności w dachu.  Po prostu, walka zwykle trwa do ostatniego tchnienia mocy, do ostatniego palca trzymającego dziabę która znajduje się w klamie. Co się stanie jednak gdy dziabę puścimy? Zostanie, na wieki zdobiąc strop jaskiń drytoolowych. Tylko jak to się ma do ogólnego trendu usuwania sztucznych chwytów vide Mamutowa? Przemyślenia zostawiam dla Was.

  Całkiem innym rodzajem zagrożenia jakie niesie ze sobą drytooling, jest zagrożenie dla osób które nie uprawiają tej wspaniałej formy wspinania, tu dzież są jej przeciwni! Jak wielkie zmiany w osobowości powoduje taki stan nie trzeba tu dużo pisać, wystarczy wejść na forum wspinaczkowe i odszukać tego typu "ekspertów”. WSPÓŁCZUJE WAM CHŁOPAKI  :(

   No i najgorsze co powoduje drytooling. STRACH. Strach przed słabością. Objawia się wzmożonym wypowiadaniem się na tematy drytoolowe ale zdecydowanym zanikiem aktywności wspinaczkowej. Powodowany jest w głównej mierze słabością ciała i umysłu oraz brakiem odpowiedniej motywacji aby wypiąć się na wszystkich i po prostu robić swoje. Może być też powodowany przez braki sprzętowe – jest to jednak temat dość śliski – często po ich uzupełnieniu okazuje się, że nie wiele pomógł i wtedy STRACH pogłębia się…

   Po przeczytaniu tego krótkiego posta powinniście zapomnieć o drytoolingu. Jest to na tyle niebezpieczna i zła dyscyplina, że zdecydowanie szkoda na nią czasu i sił. Jednak, jeśli tak nie myślicie, możecie spokojnie przystąpić do napierania i szlifowania swojej dry formy na zdrowie!

Pozdrawiam

Basałyk

sobota, 8 grudnia 2012

Jak żyć żeby zrobić M-fefnaście?


   M – fefnaście. Mityczny stopień trudności spędzający sen z powiek nie tylko krakowskich wspinaczy, ale i całych mas łojantów na całym świecie. Stopień określający maksymalne możliwości fizyczne i mentalne człowieka. Coś co mówi  nam – No, to bardziej się już nie da. No ok, ale po co? Dla sławy? Pieniędzy? Kobiet? Sponsorów? Wielkiego bicka? Nieee… po prostu, po to, żeby dotknąć absolutu, zbliżyć się do mocy Boskich i prawie posiąść je. Pytanie tylko brzmi: JAK??? Jak osiągnąć coś co wydaje się nieosiągalne dla człowieka?

  Początkowo próbowano stworzyć M – fefnaście na Zakrzówku. Szybko jednak krakusi doszli do wniosku, że się nie da, i bynajmniej nie dlatego, że NIE ale po prostu z permanentnego braku katolickiego przewieszenia. Przeniesiono się więc do większych lub mniejszych dziur, które oferowały możliwości wygenerowania odpowiednio hardej cyfry. I tutaj zaczęły się schody w postaci ograniczeń fizycznych. Po prostu albo się nie doginało, albo rozginało, albo mieliło jak ostatnią szmatę. Wzięto się więc  za katolickie metody osiągnięcia stanu ciała i ducha które pozwalały  na zrobienie   M –fefnaście. Przepis na to sprowadza się do prowadzenia odpowiedniego stylu życia i treningu. Tak więc od początku:

- Koks! Rzecz wymyślona przez człowieka dla człowieka. Koks pozwala osiągnąć gigantyczne i monstrualne rozmiary mięścia bicepsa a ten jak wiadomo jest kluczowy przy siłowym drytoolu. Przeciwnicy koksu mówią, że nie dość, że nie działa to jeszcze zatruwa chemią cały organizm. Jest to oczywiście bzdura która wynika z suplementacji zbyt małą ilością koksu („pojedyncza dawka jest dla dzieci!” Kotlet).  Dzieli się on głównie na: BCAA czyli ogólnie aminokwasy które przyspieszają regeneracje, kreatynę – powodującą przyrost  masy mięśniowej i siły, oraz wszelakie „przedtreningówki”  powodujące mocne kopnięcie przed wspinaniem (osobiście polecam Nox Pump – mocny strzał). Wszystkie one oczywiście świetnie działają i przybliżają ludzkość do M-fefnaście. Nie działa? Więcej koksu!

- Żelazo! Czyli wszelakie ćwiczenia treningowe wykonywane z dodatkowym obciążeniem. Powodują osiągnięcie boskiej siły potrzebnej przy drytoolu. Jest to logiczne, gdyż zrzucając po treningu obciążenie czujemy się jakbyśmy latali! Tego akurat nikt nie podważa, ew. twierdzą, że nie potrzebują już tak ładować bo osiągnęli wystarczającą już siłę. Nic bardziej mylnego! Nie ma ograniczeń jeśli chodzi o żelazo! Nie zgina się? Dołóż żelaza!

-Asceza! To najbardziej kontrowersyjny stopień wtajemniczenia wspinacza starającego się dotknąć absolutu. W skrócie Asceza polega na unikaniu wszelakiej możliwości do tego aby nasz organizm był zaangażowany w coś innego niż dążenie do M-fefnaście. Są to np. libacje alkoholowe powodujące odwodnienie, ogłupienie, ogólne zmęczenie organizmu a także rozkojarzenie, objawiające się spadkiem motywacji do ciężkiego treningu. Również zaawansowane relacje między ludzkie doprowadzają do podobnych skutków ale niestety dodatkowo powodują DŁUGOTERMINOWY spadek motywacji i chęci do zrobienia M-fefnaście. Nie ma mocy? Prawdopodobnie właśnie znalazłeś sobie dziewczynę! (albo chłopaka co gorsza – ten przypadek, nawet jednorazowy całkowicie eliminuje zawodnika z walki o sięgnięcie szczytu, gdyż jak wiadomo, tylko heteroseksualna osoba jest do tego skłonna…)

  Trzymanie się sztywno tych trzech zasad prawdopodobnie umożliwi kiedyś zrobienie M-fefnaście przez człowieka… Jest to niestety proces długi, żmudny, wymagający ogromnej cierpliwości i samozaparcia. Ale na pewno WARTO!!!

Ps. Nie zapomnijcie się też po wspinać od czasu do czasu ;)

Ps. 2 Spotkałem się z oburzeniem odnośnie nie używania czwórek w tym sezonie... Cóż, mogę tylko zacytować mojego przyjaciela: "Rob se co chcesz ale ja Ci tego nie zaliczam!" 

Basałyk

piątek, 30 listopada 2012

Zawody?


Gdy oglądam zdjęcia i filmy z lodowego pucharu Świata, zastanawia mnie jedna rzecz – czemu nie ma w nim Polaków? Oczywiście, pierwsza odpowiedź jaka się nasuwa jest prosta – w Polsce nikt nie wspina się drytoolowo na światowym poziomie! Jest to jednak pójście na łatwiznę i tak naprawdę olanie tematu. W innych dyscyplinach też nie jesteśmy mocni a jednak od czasu do czasu (a nawet częściej)  możemy zobaczyć w nich naszych rodaków…  To w takim razie o co chodzi??? W takich sytuacjach mawia się – jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Bingo! Chodzi o tą zasraną kasę, której jak wiadomo w Polsce na nic nie ma. Jednak kasa to tylko wierzchołek góry lodowej (a może i podstawa?). Temat jest bardzo szeroki, o to moje prywatne przemyślenia na temat tego CZEMU POLACY NIE STARTUJĄ W LODOWYM PUCHARZE ŚWIATA:

- Brak miejsc do trenowania – puchar lodowy odbywa się na sztucznych obiektach. Podobnie jak przy pucharze Świata w prowadzeniu tak i tutaj żeby mieć wyniki trzeba trenować na panelu. Co z tego, że zawodnik robi M-fefnaście w skałach, jak nie jest zupełnie przyzwyczajony do plastiku, nie wie jak łapać chwytów, jak stawać na stopniach itp. Pół biedy jak robi to M-fefnaście – jest wtedy w stanie w miarę szybko zaadoptować się do nowych, sztucznych warunków. Pytanie brzmi jak osiągnąć owe M- fefnaście? Na zakrzu??? I tu pojawia się kolejny problem – brak miejsc do wspinania drytoolowego w Polsce. Wszystko jest jasne – dziabanie niszczy skałę. AMEN. Ustalenia  środowiskowe zostały zakończone na tym, że  drytooling realnie może się rozwijać jedynie w kamieniołomach lub na skałach o lichej jakości  – ok, jednak i w tym przypadku nie jest tak kolorowo – zawsze znajdzie się grupa osób która z uporem maniaka rzuca „dziabaczom” kłody pod nogi, chyba tylko tak o, dla sportu… Wynik jest, jaki jest – nie ma ścianek drytoolowych, a rejony w których można zrobić moc , można policzyć na palcach jednej ręki.

- Liczba osób uprawiających sportowy drytooling jest nadal za niska. Ta dyscyplina jest nowa, wiele osób nie traktuje jej poważnie – trudno tego wymagać od wspinaczy. Można jedynie wymagać tego od mediów, ale jak wiadomo, te wolą zajmować się  „Kaszlik Gate” niż popularyzowaniem nietypowych dziedzin wspinaczkowych. U wielu osób widzę podejście w stylu: „To jest tylko mój trening pod Tatry” albo „Drytool po spitach jest dla pedałów, liczy się tylko tatrzańska trzęsiona”. Mało kto traktuje to jako osobną dziedzinę wspinania – z jej czystym  aspektem sportowym, który wymaga ciągłego doskonalenia siły, techniki i wytrzymałości.

- Cieszy mnie pojawianie się nowych imprez mających popularyzować drytooling. Do tej pory są to: „Memoriał Bartka Olszańskiego”, „Trytool” , „Gry drytoolowe o kaziową igłę” i „Manewry Dryboonkrowe”.  Szkoda, że są to jedynie imprezy towarzyskie, nie nastawione na sportową rywalizacje, chociażby zbliżoną do Pucharu Świata. Po części to rozumiem. Jednak, jeśli „przekształcić by” te imprezy w zawody z prawdziwego zdarzenia i zrobić z tego Lodowy Puchar Polski?  Był już przypadek w historii, gdy „Memoriał Bartka Olszańskiego” został zorganizowany na sztucznej ścianie w centrum Zakopanego!  Świetny pomysł, nie tylko na to aby zawody miały pełny aspekt sportowej realizacji, ale też na popularyzowanie naszej dyscypliny!  No ale i tu problemem jest kasa… jak wszędzie…
Moim zdaniem – wyżej wymienione są główne powody dlaczego nie startujemy  w lodowym pucharze Świata. Czy musi tak być? Czemu Polska ma być szarą plamą na mapie sportowego wspinania zimowego? Czy w PL ludzie nie umieją się wspinać?
Nie. Po prostu nie ma kasy. Do tego to wszystko się sprowadza…

PS. Tradycyjnie zapraszam do wymiany poglądów – zastrzegam, że to co napisałem, to moja prywatna opinia i jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, lub ma pomysł jak to zmienić – chętnie posłucham.

Pozdrawiam
Basałyk

Miękka i harda cyfra


Pewnie wielu z Was słyszało takie pojęcie w wielu rejonach Polski i Świata. W drytoolingu jest to o tyle ciekawe, że używana tutaj skala „M” jest nadal mało znana i nie jednoznaczna. Niektórzy próbują ją przeliczać na krakowską co nie ma jakiegokolwiek sensu i jest po prostu śmieszne. 2 Każdy wycenia po swojemu, dlatego różnice tutaj są tak znaczne w odczuciach wspinaczy z różnych rejonów. Skala ta jest otwarta. Na Świecie, jak na razie najwyżej licytuje Robert Jasper –  Ironman’a wycenił na M14+. W Polsce najwyższa cyfra wynosi M13+, aczkolwiek nie potwierdzone (? Poprawcie mnie jeśli się myle). Zaryzykuje stwierdzenie, że w tej materii mamy szanse nawiązać walkę z czołówką.
Jako, że reprezentuje Kraków – miejsce jak żadne inne przywiązujące wagę do cyfry, postaram się ujednolicić wyceny drytoolowe w Polsce. Dodam, że jest to jedynie subiektywna  PRÓBA usystematyzowania wycen aby zbliżyć się chociaż w tej kwestii do westu i wyjść z zaścianka. Oczywiście liczę na dyskusję bo nie wspinałem się wszędzie, więc jeśli ktoś z Was ma coś do powiedzenia w tym temacie to zapraszam na forum. Wyceny polskie postaram się porównać do szwajcarskiego Kanderstegu – jest to miejsce, gdzie cyfra jest potwierdzona.

Zacznijmy od przesławnego Zakrzówka. Wyceny proponowane w topo są co najmniej z dupy. Nawet odświeżone, proponuje zawyżone wyceny… Jest to naprawdę fajny, treningowy rejon, oferujący wspinanie w pionach, po bardzo dobrych chwytach. Proponuje jednak zbytnio nie emocjonować się trudnościami. Słyszałem kiedyś rozmowę dwóch wspinaczy o „Płycie Kostka” – „Mocne M7”… uwierzcie mi, że tyle nie ma – proponuje „normalne” M6 i do tego porównywać pozostałe wyceny. Nie róbmy z zakrza nie wiadomo czego :)

Co innego znajdziemy w Jasnej nad Wisłą. Syte przechwyty w dachu dają gwarancję cyfry – wyceny realne, raczej z tych katolickich.

Podobnie ma się sprawa na Podhalu gdzie również odnajdziemy syte wyceny zbliżone do westowych.
Bardzo ciekawie jest  w Jaskini Jasnej w Strzegowej. Przewieszenie po bardzo dobrych chwytach. Drogi zaczynają się pionami. Co tu dużo mówić – wyceny przesadzone, co najmniej o pół stopnia. Mogę śmiało zaproponować „Drogę przez Żabę” jako wzorzec stopnia M7. Reszta wycen odpowiednio porównana do „Żaby” daje nam jako tako dobre, katolickie wyceny odnoszące się do przejść bez czwórek.
Bunkry w Janówku – nie wypowiem się bo się nie wspinałem – acz bardzo żałuje i na pewno kiedyś nadrobię (chłopaki, nie przesadzajcie z tym M13 ;) ).

Najbardziej honorną cyfrę odnajdziemy oczywiście w Norze. Gwarantuje, że w momencie gdy zasmakujemy w tutejszych hardych propozycjach – podczas wizyty na Weście nic nas nie zaskoczy
Pozostają Tatry. Tu sprawa nieco się komplikuje. Drogi trzymające cyfrę to na pewno drogi na buli p. Bańdziochem. Wspinając się po nich mamy raczej gwarancje wyceny. Z tego co wiem, również na Zachodzie trzeba się trochę pomęczyć. Natomiast zastosowanie skali M na kotle Kazalnicy uważam za co najmniej śmieszne, chociażby wycena „Orła z Epiru” w nowym przewodniku na M7/7+… pozostawiam bez komentarza. /edit: w przewodniku jest "M6+/7?" - przepraszam Autora za nieporozumienie :) /
Inną sprawą jest też to, że nasi wspinacze otwierający nowe drogi sugerują się miękkimi wycenami i tak też wyceniają swoje nowe propozycje… Tak kuriozalnym przypadkiem była nowa droga Flowera w dol. Kwaczańskiej „Między 5-nizzą a soplem”. Propozycja M10. Wycena realna wynosi M9 soft. Nie piszę tego ze złośliwości, ale po prostu zależy mi na tym, aby nasze wyceny trzymały światowy poziom. Myślę, że każdemu z nas powinno na tym zależeć – chyba nie chcecie żeby przyjechał jakiś francuzik albo inny pedał w rajtkach  i stwierdził, że mamy miękką cyfrę???

PS. Trudność w drytoolingu dzieli się na 2 rzeczy –  „siłowość” i „czujność”. Drogi mogą być albo siłowe, atletyczne z dalekimi ruchami i rozginającym ciągiem przechwytów, albo czujne, po słabych chwytach, gdzie kluczowe jest zachowanie spokoju. Stąd też może wynikać pewna rozbieżność między wycenami w różnych rejonach.

PS.2 Proszę, nie traktujcie tego wpisu jako próby zdeprecjonowania cudzych dróg. Nie przeceniam też złośliwie.  Chciałbym po prostu aby w Polsce wspinanie drytoolowe trzymało poziom i nikt się nie zdziwił wyjeżdżając za granicę na wspin.

Pozdrawiam
Basałyk

sobota, 10 listopada 2012

Co jest pedalstwem a co nie w sezonie 2012/2013


   Jako, że drytooling to bardzo młoda dyscyplina, jej zasady dopiero za kilka lat będą całkowicie klarowne, zrozumiałe dla wszystkich oraz przez wszystkich równo akceptowalne. Do tego czasu będziemy się spotykać w naszych spotach z różnego rodzaju patologiami np. wspinaniem z dziabami w BALETKACH... Pół biedy jak zainteresowany pokornie posypie głowę popiołem i przeprowadzi swój coming out, ale gdy zamiast tego twierdzi, że "właściwie to to samo co w rakach, a nawet trudniej" czas wkroczyć do akcji.

   Aby uniknąć tym podobnych sytuacji i żeby cyfra w naszym kraju pozostała katolicka, poniżej podaje zasady obowiązujące w nadchodzącym sezonie. Zasady oczywiście ustalili mocniejsi ode mnie ;)

- Zakaz wspinania w baletkach - przejścia takie nie mają z oczywistych względów żadnych wartości - zima to zima, miękkie buty tylko w lecie!

-Zakaz wspinania w ostrogach - ostrogi to przeżytek ubiegłych lat, pozwalają wisieć na samych nogach i umożliwiają wejście w no-handa praktycznie na każdym chwycie, skrajnie obniżając trudności drogi.

-Zakaz wszelakich trików tj. haczenia dziaby o dziabę (co ciekawę, trik ten jest dopuszczalny na pewnych "zawodach" o skali krajowej), haczenia pięty o dziabę itp. Dziabę można łapać tylko DŁONIĄ - to chyba logiczne :) ps. byli juz tacy co łapali zaklinowaną dziabę łokciem i tak restowali do zera... ;)

- Nowością w tym sezonie jest zalecenie nie wykorzystywania figur trikowych tj. czwórek i dziewiątek. Czwórka polega na wejściu prawą nogą na lewą rękę lub odwrotnie i wykorzystaniu jej jako stopień. (dziewiątke robimy wrzucając prawą nogę na prawą rekę lub odwrotnie - cel ten sam) 4-ki i 9-ki umożliwiają nam zwiększenie zasięgu ruchu oraz przyjęcie stabilnej pozycji np. do wpinki - czyli jest łatwiej a tym samych trudność spada - nie o to chodzi :)

najlepiej wytłumaczy Wam to komentarz mojego brata z Zakonu Czystości Stylu - Kotleta:

 "Czwórka zwana w naszych szerokościach geograficznych jako „Yaniro” została poddana transkrypcji ze wspinania sportowego, na wspinanie drytoolowe. Rzeczona figura ,marginalnie stosowana we wspinacze skalnej, praktycznie martwa! Jako figura gimnastyczna , nie znalazła praktycznego zastosowania na małych chwytach , ponieważ wejście w tą pozycje było zbyt siłowe czyli wyczerpujące , dla i tak nadwątlonej siły potencjalnego pogromcy wertykalnego świata./ czy ktoś z zainteresowanych , spotkał choć raz jeden, kogoś kto stosował tą figurę podczas wspinania letniego, lub ją sam stosował? Ręka do góry! / Oczywiście można ją zastosować pod publikę i uciechę gawiedzi, jak również flagę czy wagę , która w oczach widzów czyni z nas herosów. Po odrzuceniu tego przeszczepu jako ograniczenie a nie rozwój pojawił się w drytoolingu. Żyje swoim życiem i ma się nawet dobrze. Dlaczego?
   CZWÓRKA i jej podobne, w swej naturze są OGRANICZENIEM !
Wielu z nas, posiadając znajomość sztuki „narzędziowej” wie czym czwórka „śmierdzi”. Stosujemy ją jako stabilizator na małych chwytach , obciążanych kierunkowo jak i do wszelakiej maści wpinek , ustawek i całej sumy ściem! Wiemy czym jest wpinka z „brzucha” przy spiętej na maxa dupie, czym daleki ruch z wyjazdem nóg i powrót do precyzyjnych podhaczek w dachu czy przewieszeniu , a wykonanie tego typu czynności z czwórki! Ma zastosowanie ponieważ ,jesteśmy zbyt SŁABI i jest nam na rękę podtrzymywać taki stan rzeczy!
Posiadamy wiedzę empiryczną , jaki wymiar będą miały drogi z najwyższych półek bez stosowania haniebnych figur i sztuczek! Małpie sztuczki możemy wytrenować i osiągnąć absolut w domowym zaciszu , ale czyż nie lepiej ten czas poświęcić na uczciwe doładowanie? Czy wyobrażacie sobie wspinacza , który pokonuje 30-metrowy dach stosując w większości czwórki? Porażka! Małpi gaj ujmujący Człowieczeństwu! Gdzie piękno i estetyka ruchu ? Czy o to chodzi?
  Stawiajmy opór ograniczeniom! 
PRZYRZEKAM UROCZYŚCIE , że nigdy więcej nie zastosuje tej haniebnej figury!
Rozwój jest jedyną słuszną DROGĄ!"

pozostaje tylko powiedzieć AMEN


- Używanie lonży do wspinania górskiego na drytoolu nie zmienia trudności, no ale to przecież czyste pedalstwo :D

- nie respektowanie ograniczników a co gorsza rzezanie sobie dodatkowych chwytów pośrednich to już przykład totalnego pedalstwa i pozostawię to bez komentarza.

to chyba tyle, jeśli o czymś zapomniałem czekam na maile!!!

pozdrawiam

Basałyk