niedziela, 20 stycznia 2013

Słabość ?!?!?


    Przychodzi  taki moment w życiu każdego człowieka, a wspinacza już w szczególności, kiedy zaczynamy odczuwać niemoc, brak dogięcia czyli po prostu słabość. Uczucie straszne – wszak oczywistym jest, że to co determinuje nasze samopoczucie – dobre lub złe jest związane z siłą oraz tym czy robimy drogę czy nie. Kiedy następuje okres  słabości nie robimy nic – spadamy z dróg, waląc w glebę z prędkością błyskawicy, wypuszczamy dziaby z rąk tudzież zgodnie z warszawską modą z ust, urywamy chwyty, bo nie jesteśmy w stanie się na nich utrzymać czy nawet (o zgrozo!) zaczynamy się wspinać po pionach na Zakrzówku! Uczucie to jest przerażające – wspinasz się ustawiony twarzą do dachu, gdy nagle zaczyna powoli odcinać Ci prąd w przedramionach, palce otwierają się na rękojeści, a dach oddala się od naszej twarzy… I wystarczy rzut oka przez ramie w stronę wiszących wielu wpinek aby uświadomić sobie, że dziś mocy nie ma, siły nas opuściły i pozostaje tylko ordynarnie sklinować nogę w przerysie w dachu i wziąć blok.

    Nie odnoszenie sukcesów w naszych ulubionych ładowniach skutkować może strasznymi rzeczami – depresją, impotencją, próbą podkładania kraszpadów pod drogi, alkoholizmem A NAWET onanizmem i próbą wspinania w górach lub po „pięknych M9-kach” !!! Nie można do tego dopuścić. Nie idźcie tą drogą!  Jeśli już wszystkie metody treningowe  zawiodły – koks, żelazo i asceza nie działają, a sezon w pełni, postarajcie się o trochę luzu :) Zapomnijcie na chwile, że jesteście mistrzami Polski w dt, celebrytami, mocarzami, mistrzami, łojantami, nakurwiaczami i innymi. Postarajcie się zrobić sobie resta polegającego na unikaniu wspinania, ładowania a zajmijcie się czymś innym. Wielu moich znajomych ma zawsze receptę na taka słabość m.in. :

- „Zostanę narciarzem” – mój dobry znajomy (a może nawet przyjaciel) uważa, że jak nie idzie to trzeba pojeździć trochę na nartach. Tłumaczy to tym, że zjeżdżając z góry z dużą prędkością, jajka obijają się o siebie wydzielając testosteron, a ten jak wiadomo powoduje przyrost mięśnia bicepsa! Jak widzę jego kolejne próby na najtrudniejszej drodze w tej części małopolski  śmiem twierdzić – Narty w dłoń i na Kasprowy!

- „Strzep se” – moja dobra przyjaciółka  twierdzi zgoła co innego. Podważa teorie złego wpływu onanizmu i … zachęca do niego! Twierdzi, że nie może mi zdradzić sekretu jaki się z tym wiąże aczkolwiek osobiście uważam, że jest to zalecenie mocno kontrowersyjne. Zaryzykuje stwierdzenie, że może działać na niektórych, chociaż efekt może być mocno zaskakujący i niestabilny.  Może po prostu wypróbujcie sami?

- „rest i więcej sexu” – kolejne zalecenie które jest mocno kontrowersyjne. Wg. Legendarnego Rocky’ego sex osłabia nogi… ale te jak wiadomo, w ogóle do wspinania są nie potrzebne więc może wzmacnia ręce??? Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje mi się, że asceza jednak działa lepiej, chociaż może faktycznie raz na jakiś czas… Na pewno będzie to lepszy pomysł niż rada znajdująca się powyżej ;)

- „owies i dobre podkowy zrobią z Twojego konia mistrza Polski!” – drytooling to czysta siła, trzeba więc tą siłę skądś brać. Widzieliście kiedyś konie ciągnące bryczki do moka? Czysta, zwierzęca siła! A widzieliście kiedyś co jedzą i skąd czerpią tą nadludzką energię?  Taaak! Z OWSA! Więc wniosek nasuwa się sam :)
I wiele, wiele więcej.

    Jeśli wypróbujecie już wszystkie znane metody i nadal będziecie odczuwać słabość, po prostu … nie róbcie nic! Każdy cykl treningowy ma to do siebie, że jest progres a potem jest regres – to zupełnie naturalne więc tak naprawdę nie ma się czym przejmować. Przeczekać i tyle, aż znowu nadejdzie nadludzka moc i mistrzowska forma i zaczniecie wszystko przeceniać, robić drogi z wieszaniem wpinek z ręki, na prostych dziabach i z zębami w butach skierowanymi w dół a nie do przodu!

Reasumując: MIŁEGO RESTU!

Pozdro

Basałyk